Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wróżenie jak pisanie wierszy. O Papuszy, która urodziła się na Zamojszczyźnie

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Bronisława Wajs, Papusza z grupą Romów. Zdjęcie wykonano w latach 30. ub. wieku
Bronisława Wajs, Papusza z grupą Romów. Zdjęcie wykonano w latach 30. ub. wieku Wikipedia
Według romskich opowieści przyszłość Papuszy zdecydowała się trzeciej nocy po jej urodzeniu. Wówczas w taborze zjawił się duch (może przyszedł z pobliskiego, sitanieckiego cmentarza?). Wyliczył wówczas dobre rzeczy, które spotkają Papuszę w jej przyszłym życiu. Ostrzegał też przed złymi wydarzeniami. Matce Papuszy towarzyszyła wówczas pewna stara Romka. Duch przestrzegał kobiety, by nikomu owych wieści nie powtórzyły. Kobiety jednak szeptały, że z nowo narodzonej dziewczynki na pewno wyrośnie albo wielka duma, albo „wielki wstyd”.

Romowie bardzo bali się duchów. Znali jednak sposób na zjawy, które uporczywie wracały nocą do taborów. Wybierano osobę z rodziny zmarłego, myto jej dokładnie nogi, a potem ubierano w nowe „trumienne ubranie”. Potem należało je komuś oddać. Członkowie tej społeczności uważali, że ta inscenizacja jest rodzajem przypomnienia o śmierci. Zjawa widziała i rozumiała znaczenie ceremonii. Zwykle duchy wracały wówczas w miejsce, z którego przyszły, nikogo już nie niepokojąc.

Czy tak było w tym przypadku? Czy tabor z maleńką Papuszą wyjechał z Sitańca z obawy przed tajemniczą zjawą? Niczego nie można przecież wykluczyć...

Co chcieli, to mówili na mnie

„Pochodzenie moje. Tatuś był z Warmijaków i Berników (grupy polskich Romów), mamusia z galicyjskich Cyganów” — pisała po polsku Papusza w swoim pamiętniku. Zachowało się prawie 200 stron jej zapisków. „Z ojca lepsza rodzina. Ojca dobrze nie pamiętam, miałam pięć lat jak umarł mi na Syberii (około 1914 r.). Mamusia wyszła za mąż po ośmiu latach za Wajsa Jana. Ja byłam jedna u matki. Było mi dobrze na jedno, ale na drugie źle, bo nie umiałam czytać, mając dwanaście lat życia”.

Bronisława Wajs, zwana także Papuszą, nie napisała, w którym roku i w jakiej miejscowości przyszła na świat (wiadomo, że jej matka nazywała się Katarzyna Zielińska). W znakomitej książce Angeliki Kuźniak pt. „Papusza” możemy przeczytać, iż poetka urodziła się 17 sierpnia w 1908 r. w podzamojskim Sitańcu lub 10 maja 1910 r. w Lublinie. Natomiast Jerzy Ficowski, poeta, prozaik, eseista i tłumacz, w książce pt. „Cyganie na polskich drogach” napisał jedynie, iż Papusza urodziła się w 1909 lub 1910 r.

Dopiero dr Agnieszka Szykuła-Żygawska z Zamościa, dzięki metryce Papuszy odkrytej jakiś czas temu w zbiorach Archiwum Państwowego w Zamościu ustaliła, iż poetka urodziła się 17 sierpnia 1908 r. Została ochrzczona w kościele parafialnym w Sitańcu. Jej matka miała wówczas 20 lat. Była Romką. Na Zamojszczyznę przybyła wraz z cygańskim taborem, który na jakiś czas przystanął na sitanieckich łąkach.

Maleńka Bronisława była podobno bardzo ładna. W dzieciństwie jeździła wraz z matką w różne zakątki kraju. Ludzie nie nazywali jednak dziewczynki po imieniu. Zwracano się do niej zwykle „Prześliczna” lub „Papusza”, czyli “lalka” lub “lalunia”. Tak do dziecka mówiła także mama. Czytania nauczyła przyszłą poetkę pewna Żydówka, sklepikarka, podobno w zamian za skradzione przez dziewczynkę kury. Nie była to umiejętność mile widziana wśród części Romów.

„Cyganie się ze mnie śmiali i pluli na mnie… Co chcieli, to mówili na mnie, a ja im jak na złość czytałam jak najwięcej. I wróżyłam dużo (…)” — wspominała po latach Papusza. „Prosiłam rodziców, żeby mnie dali do szkoły, ale nie chcieli słuchać”.

Widziałem go tylko przez krótką chwilę

Mieszkańców polskich wsi i miasteczek fascynowały wróżbiarskie umiejętności, sztuczki oraz romska kultura i piękna muzyka. Pisał o tym Jerzy Ficowski (1924–2006), poeta, pisarz oraz wybitny znawca romskiego folkloru. Zwłaszcza Romki, które zresztą czasami były wyjątkowo urodziwe, wyczyniały prawdziwe cuda.

„Stara chłopka zwierzała się swoim sąsiadom, kumoszkom ze wsi, że we śnie odwiedził ją diabeł i groził potępieniem i śmiercią. To samo było na jawie: kury pozdychały, mąż zachorował, nic się nie darzyło” — notował Ficowski. „I wtedy przyszła Cyganka i z kurzego jajka wyciągnęła prawdziwego, choć maleńkiego diabła! Gdyby się zdążył wylęgnąć, spełniłyby się z pewnością najgorsze sny, a choroba skończyłaby się śmiercią”.

Ficowski wysłuchał tej opowieści ze zdumieniem. Początkowo myślał, że opowiadająca ją kobieta jest obłąkana. W cygańskiego diabła nie uwierzył, do czasu… gdy go zobaczył na własne oczy. „Widziałem go tylko przez krótką chwilę. Cyganka przy ognisku trzymała go na dłoni i głaskała palcem” — notował Jerzy Ficowski. „Zdążyłem zauważyć, że był czarny, rogaty, jakby podobny do dużego chrząszcza, chyba wąsaty. Młodziutka Cyganka spojrzała na mnie spłoszonym wzrokiem i wrzuciła owo dziwadełko w ogień”.

Zdumiony Ficowski zapytał, co to było. Czy to coś żywego? „E, takie tam, bawiłam się” — odparła tylko młoda kobieta o czarnych oczach.

W końcu jedna z zaprzyjaźnionych Romek pokazała Ficowskiemu takiego stworka. Nazywał się bengoro, czyli po prostu diabełek. Była to figurka ulepiona z wosku, zmieszanego z węglem drzewnym (z ogniska) oraz czarnych włosów. Romskie kobiety wykonywały też tzw. trupki — małe, dziwaczne laleczki z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Robiono je z białej świecy lub kości owiniętej włosami. Od pokoleń owe osobliwe figurki pracowały w służbie romskich wróżek. Jak pomagały?

„Zwykle zaczyna się od kart, które odsłaniają w toku wróżby niebezpieczeństwo zawisłe nad domem” — notował Ficowski. „Słowa przepowiedni budzą niepokój, nadzieja na odwrócenie złego losu skłania do posłuszeństwa wobec rad Cyganki. Ale na razie są to tylko sugestie. Przychodzi odpowiednia chwila, aby umocnić wiarygodność wróżby. Cyganka prosi gospodynię o świeże jajko z własnego kurnika, po czym owija je w chustkę, najlepiej czarną”.

Wróżbiarka umieszczała w nim niepostrzeżenie wykonaną przez siebie figurkę. „Teraz prosi chłopkę o rozbicie jajka uderzeniem w zawiniątko” — pisał dalej Jerzy Ficowski. „Po rozwinięciu chustki przerażonym oczom kobiety ukazuje się diabełek, który wraz z białkiem i żółtkiem wyskoczył z jajka”.

Jeśli ktoś się na taką sztuczkę nabrał, można mu było wmówić niemal wszystko. Co dalej? Aby pokrzyżować piekielne zamiary, trzeba było Romce ofiarować pieniądze lub żywność. Czasami też diabełka czy trupka, który mógł symbolizować np. śmierć jednego z domowników, należało o północy odnieść na cmentarz. Wtedy koniecznie zakopywało się go z domowymi kosztownościami, które potem w niewyjaśnionych okolicznościach znikały. Większość wróżb miała jednak mniej makabryczny i wyszukany charakter.

„Jak która Cyganka mądrzejsza, to umie lepiej wróżyć, a która głupia, to już tak nie potrafi, ale aby coś dostać i zarobić, jak to Cyganka” — tłumaczyła Papusza. „Ja na przykład to wróżę psychicznie. Poznam, kiedy człowiek w niedobrym humorze, i kiedy odkochany, a kiedy zakochany. I poznam z czoła, co to też może być za człowiek: czy dobry czy zły, czy mądry czy głupi, czy ma wolę silną, czy złamaną. Ja tak wróżę, a inne nie wiem, jak wróżą. Kiedy stawiam karty to ja wtedy mam minę poważną i z powagą wróżę”.

Papusza porównywała wróżenie do pisania wierszy. Obu tych czynności nie można było wykonywać bez „wyższego czynnika”, czyli po prostu natchnienia.

Dali nam chaty puste i bezludne progi

W wieku 16 lat Papusza wyszła za mąż za harfiarza Dionizego Wajsa, brata jej ojczyma. Małżonkowie własnych dzieci się nie doczekali. Jednak po drugiej wojnie światowej wychowywali chłopca o imieniu Władysław (nazywano go Tarzanio). Ich tabor wędrował w różne strony Rzeczpospolitej. Można go było spotkać m.in. na Podolu, Wileńszczyźnie i na Wołyniu. W tamtejszych lasach ukrywała się podczas II wojny światowej. O tym, co spotkało wówczas jej tabor, możemy przeczytać w poemacie pt. „Krwawe łzy. Co za Niemców przeszliśmy na Wołyniu w 1943 i 1944 r.”.

„Ale wtem się Ukraińcy pokazali/ co w kościele krzyże podeptali/ co Polaków tutejszych zabili/ ich majątkiem się obłowili (…) — czytamy w poemacie z 1952 r. „Dali nam chaty puste/ i bezludne progi,/ po Polakach wybitych tutaj co do nogi./ Wolałabym być w lasach białych/ choćby mnie wilki pożreć miały/ niż w tych chałupach siedzieć!/ We krwi własnej ludzie gdzieniegdzie/ w studniach leżą pozabijani/ kury zgłupiałe chodzą lasami/ koty płaczą, krowy patrzą martwymi oczyma…/ Jak na to patrzeć? Kto to wytrzyma?”.

A w wierszu pt. „Smutna pieśń” poetka zauważyła: „Nie było życia dla Cyganów w mieście/ i na wsi zabijali, zabijali nas/ Co robić? Szły z dziećmi Cyganki w las/ daleko w las, by nie znalazły nas niemieckie psy/ Ja, Cyganka, nie płakałam nigdy/ z płonącym sercem, konno szukałam Niemców/ nocami, lasami, błędnymi drogami”.

Papusza napisała wiele pieśni i wierszy. W 1949 r. jej niezwykły talent odkrył Jerzy Ficowski. Pierwsze tłumaczenia utworów cygańskiej poetki przesłał wówczas Julianowi Tuwimowi, wybitnemu poecie. To przyniosło nieoczekiwane rezultaty. Wiersze skromnej Romki zostały opublikowane w miesięczniku „Problemy”. Potem jej kolejny utwór zamieszczono w „Nowej Kulturze”. W 1956 r. został wydany tomik pt. „Pieśni Papuszy”, potem ukazały się jeszcze m.in. tomiki „Pieśni mówione” oraz „Lesie, ojcze mój”. To była rewelacja!

Nikt do mnie nie przyszedł

„Papusza jest pierwszym świadomym poetą cygańskim w Polsce (…). Niezwykłe są dzieje jej awansu: ze zwykłej, niepiśmiennej wróżki cygańskiej, na poetkę utrwalającą pismem swe utwory (…)” — notował w latach 60. ubiegłego wieku Ficowski. A w innym miejscu pisał: „Rozkwit twórczości poetyckiej Papuszy występuje już po porzuceniu wędrówek (około 1950 r.). Zwracając się (do władz) z prośbą o przydział mieszkania, prosiła o domek otoczony drzewami. Chciała mieć w nowym etapie życia choćby fragmencik scenerii swych 40-letnich wędrówek”.

W 1950 r. Papusza zamieszkała w Żaganiu, a od 1953 r. — w Gorzowie Wielkopolskim. W 1962 r. została członkiem Związku Literatów Polskich. Jej wiersze przetłumaczono m.in. na angielski, niemiecki, francuski i hiszpański. Literacka kariera Papuszy nie spotkała się jednak z przychylnością Romów. Najpierw okazywano jej jedynie niechęć, a potem — po ukazaniu się w 1953 r. książki Jerzego Ficowskiego pt. „Cyganie polscy” — zarzucono zdradę plemiennych tajemnic. Poetka załamała się i popadła w chorobę psychiczną. Okresowo musiała się leczyć w zakładach psychiatrycznych. Cieszyła się z poetyckiej sławy, ale jednocześnie zatruła jej ona życie. Pod koniec życia była bardzo samotna. „Cztery dni umierałam z głodu. Nikt do mnie nie przyszedł” — wyznała pewnego razu.

Papusza zmarła 8 lutego 1987 r. Pochowano ją na cmentarzu w Inowrocławiu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wróżenie jak pisanie wierszy. O Papuszy, która urodziła się na Zamojszczyźnie - Zamość Nasze Miasto

Wróć na bilgoraj.naszemiasto.pl Nasze Miasto