Sznur samochodów przed przejściem granicznym w Zosinie

– Tragedia jest – mówi mężczyzna, który drugą dobę czeka na pracownicę. – 280 kilometrów przejechaliśmy i nie wiemy, czy się doczekamy i kiedy – denerwuje się.

– Byliśmy przekonani, że skoro nasze służby mówiły, że puszczą wszystkich, nawet bez dokumentów, to odprawa graniczna będzie przebiegać sprawnie. A my czekamy i czekamy – dodaje.

Tuż przed szlabanem przy terminalu stoi Igor Pawłyk, który przyjechał z Chrzanowa (woj. małopolskie). W rękach trzyma kartkę. Oferuje przewóz w stronę Krakowa i Katowic.

- Nie jestem tutaj po to, by się afiszować. Jest wojna, ludzie potrzebują pomocy – tłumaczy.

Spotkaliśmy go w sobotę przed godz. 14. W Zosinie jest już od godz. 3 w nocy.

– Woziłem ludzi do punktu recepcyjnego, zanim to się jakoś rozkręciło. Teraz zbieram chętnych do podwiezienia – mówi.

Dlaczego przyjechał?

- Związek Radziecki ani Federacja Rosyjska nigdy nie zrobiły niczego dobrego dla mnie i mojej rodziny. Zresztą, chyba dla nikogo. Może z wyjątkiem Putina. Jestem po to, by pomóc, a jemu przeszkodzić. Oferuje każdą pomoc, która przeszkodzi Putinowi – tłumaczy Igor Pawłyk.

Chwilę później zabiera grupę kobiet, które właśnie opuściły terminal na granicy.

Na koniec spotkania, pytamy Igora o czym pomyślał kiedy dowiedział się o rosyjskim ataku na Ukrainę.

- Pierwsze słowa były niecenzuralne. Potem pomyślałem, że Putin to biedny człowiek – dodaje nasz rozmówca.