Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Mieszkaliśmy kilkaset metrów od sowieckiego obozu”. Sylwester Chęciński oraz historia kina w Suścu i Zamościu

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Bodo był jedną z najbardziej uznanych gwiazd kina polskiego przed II wojną światową. Filmy z nim można było oglądać także m.in. w Zamościu
Bodo był jedną z najbardziej uznanych gwiazd kina polskiego przed II wojną światową. Filmy z nim można było oglądać także m.in. w Zamościu Wikipedia
W 1936 r. przyjechał do Suśca mężczyzna z dużą walizką. Ustawił ją w jednej z miejscowych chat, rozwiesił ekran i zaczął wyświetlać film o tematyce biblijnej. Na progu budynku, wśród innych dzieci przysiadł chłopiec. Niestety projekcja nie trwała zbyt długo, bo pękła soczewka obiektywu w aparacie projekcyjnym. Wszyscy się zmartwili, bo uszkodzenia nie dało się naprawić. Film został przerwany. Kino objazdowe odjechało, jednak chłopiec nie mógł zapomnieć pierwszego zetknięcia z „ruchomymi obrazami” w życiu. Był to Sylwester Chęciński, w przyszłości wybitny reżyser.

– Nie mogłem pojąć, jak to jest, że ludzie na płótnie się ruszają – wspominał w 2009 r., tuż po odsłonięciu pomnika Kargula i Pawlaka w Suścu (to fikcyjne postacie z jego filmów) w Suścu. – To była jakaś magia! Takie jest moje pierwsze doświadczenie z kinem.

Dom przy obozie

Chęcińki urodził się 21 maja 1930 r. w domu przy ul. Długiej w Suścu (zmarł 8 grudnia 2021 r. we Wrocławiu, niebawem będziemy zatem obchodzić rocznicę śmierci tego znakomitego reżysera). Był trzecim dzieckiem Antoniny i Antoniego, kupca i pracownika miejscowego tartaku.

– Moje dzieciństwo to był beztroski czas – wspominał w rozmowie z nami pan Sylwester. – Biegałem po lasach, bawiłem się i... okładałem pięściami z kumplami. Jak każdy chłopak. W Suścu też pierwszy raz wystąpiłem na szkolnej scenie. Było to w rocznicę śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego. Pamiętam, że miałem wyrecytować wierszyk. Stanąłem przed publicznością, zacząłem mówić i... rozpłakałem się. Pełna plama! Ale to były emocje!

Sielski czas szybko się skończył. Gdy Sylwester miał 9 lat, jego rodzina przeniosła się do Zamościa. Osiedlili się na osiedlu Karolówka, naprzeciwko szkoły rolniczej przy dzisiejszej ulicy Klonowej. Po wybuchu wojny z ZSRR na zamojskiej „Karolówce” Niemcy utworzyli obóz dla jeńców radzieckich (funkcjonował w drugiej połowie 1941 r).

Ponad 20 ha otoczono zasiekami i głębokim rowem. Na wolnym powietrzu, w wiatach bez ścian koczowało kilkanaście tysięcy Rosjan. Ginęli w mękach, z głodu, zimna i licznych chorób (głównie na tyfus). Straszliwe jęki i krzyki konających słychać było nawet w odległych częściach miasta.

W połowie grudnia 1941 r. w obozie wybuchł bunt. Niemcy wykorzystali to do jego „likwidacji”. Przez dwie noce zabito 12 tys. Rosjan! Niemcy strzelali do nich jak do kaczek...

Wielki Szu i Sami Swoi

– Mieszkaliśmy kilkaset metrów od sowieckiego obozu – wspominał Chęciński. – Dochodziły stamtąd straszliwe, nieludzkie wycie. Trudno to opisać... A po torach, przy których mieszkaliśmy, Niemcy przetaczali transporty m.in. z obozu przejściowego do Oświęcimia. Na każdym kroku widzieliśmy śmierć. Trudno to było wytrzymać taką presję.

Jeszcze w 1943 r. Chęcińscy przenieśli się z Zamościa do Częstochowy. Nastały chude lata dla tej rodziny. Były kłopoty z meldunkiem, pracą, jedzeniem... Jakoś udało się to jednak przetrwać. Po wojnie młodziutki Sylwester wstąpił m.in. do Wydział Reżyserii łódzkiej PWST. I osiągnął sukces! Najbardziej znany jest głównie z komediowej trylogii „Sami swoi”, Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”. Wyreżyserował także m.in. znakomitego „Wielkiego Szu” (to opowieść o karcianym szulerze) ,„Historię Żółtej ciżemki” i wiele przedstawień teatru TV.

To w jego filmach debiutował m.in. Marek Konrad, jeden z najbardziej znanych polskich aktorów. Chęciński jednak zapamiętał, że pierwsze „filmowe” wrażenia miał jako dziecko w rodzinnym Suścu. Nigdy też nie zapomniał o tragedii sowieckich żołnierzy i trudnych, wojennych czasach w Zamościu. Bez wątpienia przełożyło się to na jego filmową przyszłość. A na jego filmowe dzieła – także w Zamościu – zawsze ciągnęły tłumy. Bo kino zawsze miało w tym mieście tysiące zwolenników.

Kina używamy, ale się wstydzimy…

Pierwszy kinematograf podobno trafił do Zamościa w 1908 r. Był on częścią kina objazdowego „Oaza” należącego do Juliana Kasprzyckiego. Właściciel krążył ze swoim „magicznym aparatem” po miastach i wioskach Zamojszczyzny. Jednak już w 1911 r. kino o nazwie „Oaza” zostało założone w zamojskim Domu Centralnym. Wyświetlano tam nieme filmy. Jednak nie były one pozbawione dźwięku.

Nastrój poszczególnych scen próbowali na swoich instrumentach „oddawać” skrzypek Lejzor Sznycer oraz pianista Bolesław Chmurzyński. Widzów w tym kinie nie brakowało, chociaż „ruchome obrazy” nie cieszyły się wówczas szacunkiem intelektualnych elit. „Współczesny Europejczyk używa kina, ale się go wstydzi” – skwitował Karol Irzykowski, krytyk literacki, poeta i dramaturg.

W pierwszych latach kina, uchodziło ono za rozrywkę jarmarczną, plebejską i tandetną, „godną kucharek i służących” (pierwszy seans filmowy odbył się w Polsce 18 lipca 1896 r., w warszawskim budynku Resursy Obywatelskiej). Uważano, że jest ona skierowana do mało wymagającej, niewykształconej publiczności. Nie bez powodu. Jak oszacowano, w pierwszej dekadzie XX w. aż 90 proc. widzów pochodziło ze środowisk robotniczych.

Oglądali oni „ruchome obrazy” w większości polskich miast, we wszystkich zaborach. Tworzyli je także Polacy m.in. Kazimierz Pruszyński. Już w 1895 r. nakręcił on pierwsze „scenki”. Uwiecznił m.in. ludzi na ślizgawce w warszawskim Ogrodzie Saskim oraz gazeciarzy „Kuriera warszawskiego”. Potem pojawiły się także krótkie filmy fabularne (m.in. „Powrót birbanta” czy „Przygoda dorożkarza”), a potem dłuższe (ośmiominutowa ”Pruska kultura” oraz komedia „Antoś pierwszy raz w Warszawie).

W 1899 r. założone w Łodzi pierwsze „stałe” kino. Jego właścicielami byli bracia Władysław i Antoni Krzemińscy. Podobne kina zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Tak było także w Zamościu. Po kinie „Oaza” założono w 1910 r. kino „Promień”. Jego właścicielem był Feliks Karpiński. Mieściło się ono w budynku przy ul. Kościuszki 9. Ustawiono tam krzesła dla 50 osób.

W 1915 r. założono w Zamościu kino „Kok” (działało w restauracji Bronisława Szymańskiego), w 1917 r. przy ul. Kościuszki założono także „kino polowe” (inne funkcjonowało w dawnym kościele Reformatów), a w 1926 r. w zamojskim 3 pułku Artylerii Lekkiej. W 1929 r. otwarto w Zamościu kino „Bagatela”. Pierwszy film wyświetlono tam w Boże Narodzenie. Nosił on tytuł „Jego najniebezpieczniejsza przygoda”.

W kinie początkowo było 149 miejsc, a po 2 latach było tam już 250 krzeseł. Kino działało w drewnianym – nie istniejącym dzisiaj – budynku PZU (teraz stoi w tym miejscu hotel „Renesans”). Było ono czynne do 1931 r. Potem przejęli je żydowscy właściciele. Wówczas zmieniono jego nazwę na kino „Jutrzenka”.

W 1939 r. w zamojskim Parku Miejskim działało także kino plenerowe. Organizowano tam letnie seanse. Zaczynały się one o godz. 22.

„Capitol” – dobra wróżba

Jednak najsłynniejsze było kino „Stylowy”. Na jego nieoficjalną inaugurację, która odbyła się 4 kwietnia 1926 r., wybrano film pt. „Świat zaginiony” (oficjalne otwarcie z udziałem lokalnych VIP-ów zaplanowano na 1 września). Mieszkańcy Zamościa mogli go obejrzeć w dawnym kościele oo. Franciszkanów. Wyświetlano filmy polskie i zagraniczne. Były one niezwykle popularne i wzbudzały ogromne emocje.

Na seanse przybywały tłumy. W tym popularnym kinie pracowało sześć osób. Byli to: mechanik, bileter, kasjer oraz 3 muzyków. Nie tylko oni tworzyli... dobrą i ciepłą atmosferę tego miejsca. Niewątpliwie frekwencję poprawiały znakomite produkcje filmowe (np. z udziałem Grety Garbo, aktorskiej gwiazdy tamtych czasów) oraz... kinowy bufet i barek kawowy. Od 1938 r. w „Stylowym” wyświetlano także filmy kolorowe – co także było w Zamościu nie lada sensacją.

Niestety, w 1939 r. niemieccy najeźdźcy zmienili nazwę kina na „Capitol” (mieszkańcy Zamościa wzięli to za dobrą wróżbę, bo nazwa kojarzyła im się z... wyczekiwaną kapitulacją III Rzeszy). Funkcjonowało ono pod niemieckim szyldem do 13 lipca 1944 r. Wyświetlano tam m.in. hitlerowskie filmy propagandowe.

Przerwa w działalności kina nie trwała długo. Już miesiąc później – po wyzwoleniu miasta – znowu kino otwarto, pod dawną nazwą „Stylowy”. Miejscowi kinomani odwiedzali je przez dziesiątki lat. Furorę robiła tam m.in. polska superprodukcja w reżyserii Aleksandra Forda pt. „Krzyżacy” (film grano podobno 400 razy!).

W pierwszym rzędzie

Długie kolejki ustawiały się wówczas na schodach kina i na placu przed nim. Niektórzy mieszkańcy podzamojskich miejscowości przyjeżdżali nawet dzień przed planowanym sensem. Zajmowali kolejkę, a potem... spali przed kinem – całymi rodzinami – m.in. na swoich furmankach. Bo tylko to gwarantowało im nabycie biletu. Tak to wspominał to wszystko kilka lat temu w rozmowie Marek Jawor, zamojski fotograf, dziennikarz i wydawca (zmarł w grudniu 2021 r.)

- Pierwsze seanse zawsze rozpoczynały się tam o godz. 16, nigdy wcześniej. Pamiętam, że widzów witał obszerny hol z okienkiem kasowym odgrodzonym od ludzi betonowym murkiem, rodzajem zapory. Nie bez powodu — wspominał Marek Jawor. — Seanse kinowe cieszyły się ogromnym powodzeniem. Przed niektórymi filmami ów hol był nabity dosłownie do ostatniego miejsca. Szpilki tam nie dałoby się wcisnąć!

Jednak jakoś trzeba było sobie radzić. Jak? Chłopcy z zamojskiej starówki typowali najmniejszego z kolegów i podnosili go do góry. Często taką osobą był mały pan Marek.

— Gdy już mnie podnieśli, na przebój, górą, po głowach i ramionach stojących ludzi jakoś przedzierałem się do kasy. Takie sceny można teraz czasami oglądać na koncertach popularnych zespołów — opowiadał ze śmiechem pan Marek. — Kupowałem w kasie cały rulon biletów i wracałem do kolegów tą samą drogą! Ten trud się opłacał. Obejrzeliśmy wtedy wiele westernów i francuskich filmów kostiumowych. Patrzyliśmy na nie jak zaczarowani!

Panienka z okienka i wejście smoka

Pan Marek zapamiętał, że szczególnie chłopakom ze starówki spodobał się film fabularny pt. „Panienka z okienka”. Była to adaptacja powieści Jadwigi Łuszczewskiej „Deotymy” w reżyserii Marii Kaniewskiej. Główne role grali tam m.in. Janusz Gajos i Pola Raksa.

 — W tamtych czasach cały szpan polegał na tym, żeby siedzieć przed ekranem kinowym w pierwszym rzędzie, na tych twardych siedzeniach. W naszym pojęciu były to jednak miejsca ViP-owskie — wspominał Marek Jawor. 

W późniejszych latach furorę zrobił w Zamościu m.in. także film „Wejście smoka” (z udziałem legendarnego Bruce Lee), „Poszukiwaczach zaginionej arki” czy „Seksmisja”.

W 1994 r. Franciszkanie odzyskali dawny kościół, który przerobiono na kino. Dlatego „Stylowy” przeniesiono do wydzierżawionego przez miasto – specjalnie na potrzeby kinowe – GKO (wcześniej działało tam kino „Dedal”). W 2010 kino „Stylowy” (jako Centrum Kultury Filmowej) znalazło swoją siedzibę w budynku postawionym przez zamojski magistrat przy ul. Odrodzenia w Zamościu (inwestycja pochłonęła ok. 17,5 mln zł). Tam kino działa do dzisiaj.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bilgoraj.naszemiasto.pl Nasze Miasto