Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czarownicom żyć nie dopuścisz! O walce z wiedźmami w staropolskim Zamościu

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Rynek Wielki w Zamościu. Na tym wspaniałym placu dokonywano kiedyś publicznych egzekucji
Rynek Wielki w Zamościu. Na tym wspaniałym placu dokonywano kiedyś publicznych egzekucji Bogdan Nowak
Mieszkańcy dawnej Rzeczpospolitej panicznie bali się wiedźm. Kobiety które były posądzone o kontakty z nieczystymi siłami były publicznie mordowane. Szacuje się, że w całej Europie takie „polowania na czarownice” pochłonęły ponad 60 tys. istnień ludzkich. W1664 r. także sześć miejscowych mieszczek oskarżono o czary. Zostały ścięte. Przed śmiercią wskazały jeszcze jedną „czarownicę”. Miała to być, żona zamojskiego wójta. Jej los był równie okrutny.

Wiedza o czarownicach, ich obyczajach oraz związkach z szatanem została spisana w 1487 r. przez dominikańskiego inkwizytora Henryka Kramera oraz jego zakonnego brata Jakuba Sprengera. Powstało sławne dzieło o nazwie „Malleus Maleficarum”. Autorzy chcieli podobno dzięki niemu wcielić w życie przykazanie „czarownicom żyć nie dopuścisz”, zawarte w biblijnej „Księdze Wyjścia”. Ten „podręcznik” był dziesiątki razy wznawiany (tłumaczono go m.in. na język francuski, włoski i angielski).

Bo walka z czarownicami była ciężka, okrutna i bezlitosna.

Otwór prowadzący do piekła

W Polsce owa książka została wydana po raz pierwszy w 1614 r. Była to przeróbka „Malleus Maleficarum” dokonana przez Stanisława Ząbkowica, cenionego krakowskiego prawnika, która miała czytelnikom otworzyć oczy „na zbrodnie czarów i czarownic”. W dziele tym dowiadujemy się, iż kobiety mają słabszą naturę i „pośledni” intelekt, dlatego są podatniejsze na szatańskie wpływy. Gdy się już niewiasty pod taką mocą znalazły, posiadały umiejętność latania (np. na miotle), wywoływania burz, niszczenia zbiorów, rzucania uroków, zabijania dzieci tuż po ich narodzeniu itd.

Podejrzane były też np. wioskowe zielarki i ich umiejętności. Kobiety, które zawarły pakt z diabłem, spotykały się na sabatach, gdzie powszechnie oddawały się podobno szatanom. Podręcznik zawiera też porady na temat sądzenia, torturowania oraz zabijania czarownic. Autorom pomysłów nie brakowało. Najlepszym – według nich – sposobem udowodnienia przestępstwa miało być przyznanie się do winy. Dlatego kobiety podejrzane o czary były torturowane tak długo, aż wyznawały swe postępki. W tym celu stosowano biczowanie, ściskanie, miażdżenie palców, rozciąganie na drabinie, chłostę i m.in. przypalanie ciała.

Przy tzw. przestępstwach specjalnych (dla ludzi wyjątkowo do czarta przywiązanych) stosowano obcinanie rąk lub nóg, oślepianie lub rozszarpywanie rozpalonymi do czerwoności obcęgami. Wszystkie odpowiedzi były spisywane przez pisarza. W męczarniach większość ofiar wyznawała to, co im zasugerowano. „Winnych” ścinano lub palono na stosach.

Szacuje się, że w całej Europie „polowania na czarownice” pochłonęły ponad 60 tys. istnień ludzkich. W Polsce mogło ich być ponad tysiąc. Jakie były z „polowań” korzyści, poza tymi w wymiarze duchowym? Dzięki nim wiele osób oraz np. kościelne parafie i różne instytucje znacznie się wzbogaciły. W ten sposób pozbywano się też osób niewygodnych np. przeciwników w sporach sąsiedzkich, konkurentek do spadków itd.

Tropiciele diabła i jego pomocników twierdzili, że dzięki ich oczyszczającej działalności bogobojni obywatele mogli spać spokojnie. Jednak niebezpiecznych i cudownych „znaków”, dziwnych wydarzeń i pozaziemskich interwencji było mnóstwo. Zwłaszcza w staropolskim w Zamościu. Dlaczego akurat tam? Bo to właśnie w okolicach tego miasta miał znajdować się jeden z otworów prowadzących do piekła.

Nic dziwnego, że w takim sąsiedztwie przekleństwa, uroki i czary miały porażającą moc. Donosili o tym miejscowi kronikarze.

Co ma w sercu wiedźma?

Niezwykłe pamiętniki Jana Golliusza, zamojskiego mieszczanina, zostały spisane w latach 1650—1653. Autor omawia w nich m.in. spalenie na stosie pewnej kobiety z okolic Zamościa.

„ A to jedna niewiasta z Bortatycz spaliła chałup dwie, w których i dziecię małe zgorzało. Tak na torturach, jako i bez przymusu przyznała się do uczynku” – notował ów kronikarz. „Ponieważ była niskiego stanu, według prawa, czym wojowała, od tego zginęła. Że spaliła, ją tyż (pisownia oryginalna – przyp. red.) na stosie drew spalono, gdzie jusz leżąc na stosie znowu pod sumieniem zeznała i z tym umirała”.

W ostatnich chwilach swojego życia owa kobieta wyznała jednak, że na pomysł podpalenia chałup wpadła wspólnie z pewnym mężczyzną z Bortaycz. Jednak tego czynu dokonała na ich zlecenie, inna niewiasta z Siedlisk, która była czarownicą. To nikogo nie mogło zdziwić. Bo czarownic w Zamościu i okolicach nigdy nie brakowało. Tak pisał o tym w swoich zapiskach, pod datą 15 lutego 1661 r., Bazyli Rudomicz, zamojski kronikarz, medyk, prawnik oraz m.in. rektor sławnej Akademii Zamojskiej.

"Będąc na obiedzie u j. ośw. (Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, ordynata zamojskiego) słyszałem dziwne opowieści o czarownicach. Jedna trzy razy palona ożyła. W końcu wyznała, że stało się to dzięki jej sercu odpornemu na ogień. Gdy więc po raz czwarty ją spalono wyjęto jej przedtem serce"– czytamy w diariuszu Rudomicza. "Znaleziono w nim kawałek lodu. Po jego roztopieniu i spaleniu serca (...) już więcej nie ożyła”.

Czarownice prześladowały też rodzinę Gryzeldy Konstancji Wiśniowieckiej (była córką ordynata Tomasza Zamoyskiego, ojca „Sobiepana”).

„Opowiadała dziwne rzeczy o rzucaniu czarów na jej rodziców, tak iż stali się przez to niepłodni i zapadli na śmiertelną chorobę, na którą umarli” – notował Rudomicz. „Za życia zaś byli gnębieni najrozmaitszymi dolegliwościami. Przekazał te niezwykłe wiadomości Jerzy Zamoyski ówczesny dworzanin j.w. pana kanclerza (Tomasza Zamoyskiego), który zapytany o skradzioną czapraszkę (chodzi o kapę pod końskie siodło) z diamentami, dał taką odpowiedź: to nie moja wina, ale mojej pani matki, ponieważ kazała starym babom czynić czary”

Wskazane czarownice zostały natychmiast schwytane.

„Wyznały na torturach, jak grzebały w pokoikach zmarłe niemowlęta, które zostały rzeczywiście znalezione i spalone razem ze staruszkami i sztucznym koziołkiem” – pisał Rudomicz. „Sprawczynią tego wszystkiego była pierwsza żona Zdzisława Zamoyskiego z domu Wiśniowiecka”.

Wspólniczka czarów

Jan „Sobiepan” Zamoyski był nieprzejednanym wrogiem czarnej magii i czarownic. Udowodnił to. W kwietniu 1664 r. sześć zamojskich mieszczek oskarżono o czary. Wszystko odbyło się wypracowanej przez inkwizytorów metody. Wobec kobiet zastosowano cały arsenał tortur: przypiekanie ogniem, szarpanie ciała szczypcami oraz „rozciąganie”. W końcu uległy i przyznały się do czarowania. Skazano je na śmierć w płomieniach.

„Czarownice zgodnie z wyrokiem połączonego sądu radzieckiego i wójtowskiego miały zginąć na stosie, jednak dzięki litości j. ośw. (Jana „Sobiepana” Zamoyskiego) zostały ukarane śmiercią przez ścięcie” – pisał z uznaniem Bazyli Rudomicz 12 maja 1664 r. „Sam j. ośw. był przy egzekucji wyroku”.

„Wiedźmy” zostały ścięte mieczem. Przed śmiercią wskazały jednak jeszcze jedną czarownicę. Miała to być Katarzyna Bielenkowiczowa, żona zamojskiego wójta Macieja: z zawodu kupca, a z pochodzenia Ormianina. Natychmiast rozpoczęto śledztwo przeciwko Bielenkowiczowej. Wyrok był bezlitosny.

„Katarzyna Bielenkowiczowa, żona wójta zamojskiego została ścięta w ratuszu wczesnym rankiem z powodu obcowania z czarownicami dopiero co spalonymi na stosie” – pisał Rudomicz 16 maja 1664 r. „Ona sama wtrąciła je do więzienia przez swego męża. Te zaś przed śmiercią zeznały, że Bieleankowiczowa była wspólniczką czarów, co także sąsiedzi potwierdzili”.

Zarzuty musiały być w owym czasie zatrważające. Rudomicz dość dokładnie je opisał.

„Między innymi Piernikowa podała następujące powody zbrodni przytaczając słowa oskarżonej: »Jest u ciebie hałaśnik ziele za kominem, także u Mikołajowej szewcowej, póki to będzie w domu, póty między wami hałas będzie, i tak się stało«” - notował Rudomicz. „Drugi dowód: Tejże piernikarce powiedziała Bielenkowiczowa nalazszy jej włosy: »Czemu tak rzucasz włosy moje, jak kto je najdzie, a włoskiem twym zaszyje oczy żabie, to ty olśniesz (oślepniesz)«. Trzeci dowód: Panu Wilczopolskiemu i innym dała jako napój miłosny sproszkowane swoje włosy, wycięte z okolicy przyrodzenia i spod pach itd.”.

Procesy przeciwko czarownicom jednak nie pomagały. 15 lutego 1667 r. pan Bazyli notował:

„Z powodu zawistnej złośliwości ktoś już kilka razy potajemnie podrzucił nam znaki zaczarowane, np. przedtem pieska sztucznie zrobionego, różne ziela itd., a ostatnio Sobek (sługa) znalazł w bramie naszej kamienicy związane pazury. Ale my ufając naszemu Bogu, jego opiece poruczamy siebie i całe nasze mienie. On niech nas broni i wspiera!”.

Wiedźmy w Zamościu nadal istniały i nic sobie nie robiły z nadobnych mieszczan i miejscowego kata. Jednak znajdowano na nie nowe sposoby.

Dwa tysiące dni odpustu

„Kto tę kartę w domu swoim chować będzie, żadnych inkursyi (chodzi o wtargnięcie, napad) czartowskich niechaj się nie boi, a ją dać potrzeba kapłanowi poświęcić i pod kielich podłożyć, gdy się msza święta odprawiać będzie i tej mszy świętej słuchać należy” - czytamy w „Interdykcie przeciwko czarom” z drugiej połowy XVII w.

Ten dokument trafił do Zamościa prawdopodobnie w 1682 r. Miał chronić miejscowy dwór oraz szacownych mieszczan przed czarownicami i diabelskimi mocami. Ów „Interdykt” (słowo to oznacza zakaz) to niezwykłe świadectwo polskiej kultury religijnej. Jedna z jego kopii została odnaleziona przez Józefa Serugę w bibliotece Tarnowskich w Suchej. Jej tekst opublikowano w 1938 r. w całości w „Tece Zamojskiej”.

Seruga uznał, iż odnaleziony dokument należy wiązać z Tomaszem Zamoyskim, II ordynatem. Współcześni badacze mają inne zdanie na ten temat. Prof. Roman Kaleta zauważył, że „Interdykt” został uprawomocniony przez papieża dopiero w 1862 r. i należy wiązać go raczej z Marcinem Zamoyskim, IV ordynatem oraz wojewodą lubelskim w jednej osobie. Tak czy owak, treść tego dokumentu jest niezwykła.

„Jezus, Maria, Józef. Zaklinam was czarownice i czarowniki na imię Trójcy Przenajświętszej, zaklinam was przez Krzyż i Mękę Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, którą poniósł na Krzyżu dla zbawienia naszego, zaklinam was przez okrutne rany Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa samotnie wiszącego na Krzyżu dla zbawienia naszego” — czytamy w „Interdykcie”.

Czarownice i ich czary były w interdykcie zaklinane także przez moc świętych cherubinów i serafinów, apostołów, proroków, męczenników i patriarchów. Odwoływano się też do straszliwego władcy piekieł. „Zaklinam was na ostatek jeszcze czarci przeklęci i ciebie Lucyperze, najstarszy w piekle, abyś ty zakazał i im czartom przeklętym, żeby niedopomagali czarownikom i czarownicom czarować” — zapisano dalej w tym staropolskim dokumencie”.

Takich zaklęć nie wolno było zachowywać tylko dla siebie. Bo był to rodzaj jednego z tzw. łańcuszków, które są popularne także w dzisiejszych czasach. „A gdyby zaś (ktoś) tego drugiemu nie chciał opowiedzieć, to w klątwie zostaje, a kto opowie i przepisać pozwoli otrzyma dwa tysiące dni odpustu, co daj Boże amen” – czytamy na koniec w „Interdykcie”.

Kłopot w tym, że nawet ów „Interdykt” nie zapewniał w Zamościu pełnego bezpieczeństwa. Jeden z zamojskich Bazylianów jeszcze w 1763 r. ujrzał w Zamościu czarownicę. Jak gdyby nigdy nic kobieta frunęła sobie nad Starym Miastem, a dokładnie nad miejscową Bramą Lwowską. Był marzec, a ona według relacji zakonnika miała na sobie tylko jedną koszulinę. W dodatku w locie jęczała. Nie wiadomo było czego po takim nalocie zamojscy mieszczanie mogli się spodziewać...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto